Rozdarty między dwoma światami w żadnym ostać się nie mogę.
W przestrzeni czuję lęk i niepewność ze strachu drży dusza tkwiąca w nieoznaczoności.
Splątane myśli krążące między sobą spojrzenia wzbudzające złość, trwogę i nieufność.
Brak zrozumienia i pustka dająca rozpad całości, miłość przepełniona uczuciem
stłamszona ludzkością i życiem nie znania człowieka, pokarana złudzeniem.
Musząca umrzeć? uciec? czy zostać bezdusznym i w strachu.
Wypruty z wszelkiej radości, na dnie goryczy topię się w żałości.
Wszystko do mnie wraca, Te myśli, szczęście walczyć się nie opłaca.
Szukam dla siebie mogiły mam już gorączkę ze zmęczenia.
Szarym chwilom mówię: witajcie, wchodźcie, czujcie się jak u siebie, siadajcie.
I one zostają dłużej, z chwil przekształcając się w dni, jak wiele jest ich.
Czuję, że te dni nie przeminą, a ja wszystkie nadrabiam uśmiechniętą miną.
Czuję, że te dni nie przeminą, a ja wszystkie nadrabiam uśmiechniętą miną.
Usiąść i płakać nie mogę, bo błędne wybory z przeszłości wciąż czekają, to one mnie
do tego cholernego życia zmuszają i wyboru dużego nie pozostawiają.
Nawet myśląc o pozytywnym zakończeniu tych bzdur, tych zajść i słów
Nie mam sił na znalezienie dobrych słów, więc wybaczcie te smętne tchnienie,
Lecz zamykam się w sobie i swoim świecie ze smutku zapadam się pod ziemię.