Jacendo

 
joined: 2019-03-29
...
Points104more
Next level: 
Points needed: 96
Last game
Mahjong

Mahjong

Mahjong
4 years 66 days ago

Tequlia z limonką cz. 3

Tydzień minął jak zwykle, bez większej euforii czy dramatów. Praca, powroty do domu w gigantycznych korkach. Mimo to, udało mi się nawet znaleźć czas na spotkanie z przyjaciółmi. Karolina była ostatnio bardzo zapracowana - zajęcia na uczelni, pisanie pracy, a na dodatek okazało się, że Zbyszek nie składał czczych obietnic i pomógł jej znaleźć całkiem niezłą pracę. 

Tego dnia też miała wrócić późno, więc nie chcąc spędzać kolejnego wieczoru w samotności, zaprosiłem parę znajomych. Michał był moim kolegą ze studiów, a Julitę poznaliśmy podczas Juwenaliów. Podobała mi się i zagadywałem ją cały wieczór, ale to Michał koniec końców odprowadził ją do domu i tak już zostało. Nie miałem mu tego za złe, w końcu to mój najlepszy kumpel i życzyłem mu szczęścia, choć przyznaję, z powodu mojej urażonej dumy, na jakiś  czas przestaliśmy się widywać. Na szczęście trzy miesiące później poznałem Karolinę i od tamtej pory wszystko zaczęło się lepiej układać. Mieliśmy więcej okazji do wspólnego spędzania czasu,  choć nie było to łatwe, bo jak się okazało, dziewczyny niezbyt za sobą nie przepadały. Z kolei Karolina nie lubiła kiedy wychodziłem bez niej, więc naprawdę ucieszyłem się z takiego obrotu sytuacji.

Julita zgodziła się prowadzić, więc otworzyliśmy z Michałem po browarku i pierwszy raz od dłuższego czasu mogliśmy porozmawiać, jak za dawnych dobrych czasów.  Pogadaliśmy chwilę o pracy, Michał planował zmianę, bo niekoniecznie mu się układało z szefem.

- Jemu się wydaje, że jak nie mam żony i dzieci, to ma prawo oczekiwać, że będę siedział po dwanaście godzin na dobę – narzekał – o wypłacaniu wynagrodzenia za nadgodziny już nie wspomnę – westchnął i popatrzył w sufit.

- Nie za ciekawie to wygląda – próbowałem go jakoś pocieszać, ale niewiele mogłem pomóc – mógłbyś się przenieść do nas, z tego co wiem ostatnio szukają kogoś do administrowania systemami, ale z tego co mówiłeś, masz kredyt do spłacenia, więc sam wiesz jak to jest… - pociągnąłem łyk piwa i zapatrzyłem się w ekran telewizora.  Leciał akurat jeden z programów „zrób to sam”, czyli jak zrobić cuda z kawałka sklejki i tego co znajdziesz w domu.  Julita zdążyła chyba znudzić się rozmową, bo siedziała z pilotem i przeskakiwała z kanału na kanał.

- A jak u ciebie? Gdzie Karolina? – zmienił temat, bo nie było sensu wałkować w kółko tego samego.

- Nawet nam się dobrze układa ostatnio. Kończy pisać magisterkę i znalazła nową pracę.

- No proszę! A co robi? – dopytywał Michał

- Mówiła, jest asystentką scenografa, nie pytaj mnie na czym polega jej praca, bo jak dotąd nie mieliśmy zbyt wiele czasu na to, żeby porozmawiać. Ale z tego, co zdążyła powiedzieć, na warunki pracy narzekać nie może.

 - No i to jest chyba najważniejsze – skwitował

- Wiesz, niby tak, ale przez to widujemy się ostatnio dopiero późnymi wieczorami. Czasami nawet już śpię, kiedy wraca.

- Nie przejmuj się, to chwilowe – poklepał mnie po ramieniu – skończy studia, to znajdzie normalną pracę.

- Oby… - w tym momencie zazgrzytał zamek w drzwiach. W progu stanęła Karolina, zarumieniona  i ze zwichrzonymi, rozpuszczonymi włosami. Zwykle starannie je spinała, bo nie znosiła nieładu na głowie, chociaż zawsze powtarzałem jej, ze wolę, kiedy wygląda naturalnie.

- O! O wilku mowa! – zażartował Michał – Cześć Karolcia! - ryknął tak, że aż podskoczyłem - Kopę lat! – Michał porwał ją w niedźwiedzi uścisk, wywołując tym samym szeroki uśmiech na twarzy mojej dziewczyny i zmarszczenie brwi u Julity.

- Dosyć tego ściskania – powiedziałem patrząc z udawaną złością na Michała i uwolniłem ją z objęć przyjaciela.

Odsunęła się szybko, ale zdążyłem poczuć dym papierosowy, co wydało mi się co najmniej dziwne. Przez całe studia paliłem, ale kiedy zaczęliśmy się spotykać, w końcu  zmusiła mnie, żebym rzucił, bo, jak twierdziła, nie mogła znieść tego smrodu.

- Paliłaś? – popatrzyłem na nią zaskoczony.

- Nie, no coś ty, chyba oszalałeś? – odpowiedziała szybko, ale wydawała się zmieszana  – Pewnie dlatego, że stałam ze wszystkimi w palarni i przesiąkłam dymem. Zaraz się przebiorę.

- To my się chyba będziemy już zbierać – powiedziała Julita – Michał?

- Tak, na nas już czas, a wy sobie pogadajcie, skoro ostatnio nie macie dla siebie czasu – zgodził się Michał – Trzymajcie się i do następnego razu.

- To cześć Karolcia! – rzucił na odchodnym.

- Cześć, musimy się kiedyś umówić razem, kiedy będę miała wolny wieczór – pośpiesznie pożegnała się z gośćmi i zniknęła w łazience.

Miałem  jeszcze zamiar wziąć prysznic przed snem, ale długo nie wychodziła, więc położyłem się do łóżka. Chciałem ją jeszcze o coś zapytać, ale nie doczekałem się i sam nie wiem kiedy, zasnąłem.

---

Rano już jej nie było, tylko na drzwiach lodówki wisiała karteczka:

„Sałatka na środkowej półce. Ja już jadłam, więc reszta dla Ciebie. Będę wieczorem, bo coś mi wypadło, jak wrócę to Ci wszystko opowiem. Zrób zakupy, jeśli możesz, bo lodówka jest prawie pusta. Lista na stole”

Trzymałem ją przez chwilę w dłoniach, zastanawiając się, co mi nie pasuję i nagle dotarło, czego brakuje. Zawsze na końcu dopisywaliśmy, tylko nam dobrze znany, skrót „KC”. Nie jestem wylewny, ale był to jej pomysł i zawsze jej na tym zależało, nic nie stało na przeszkodzie, żebym i ja go używał. Z czasem przekonałem się, że ten miły drobiazg, przywołuje uśmiech na twarz, nawet kiedy byliśmy z dala od siebie.

Zrobiło mi się jakoś niewyraźnie, kiedy uświadomiłem sobie, że pierwszy raz o tym zapomniała.

„Pewnie się śpieszyła” – pomyślałem i odpychając  złe myśli  i zabrałem się za jedzenie sałatki.

Przed wyjściem powkładałem jeszcze naczynia do zmywarki, bo zostały po poprzednim wieczorze, spakowałem listę i pojechałem po zakupy.

--

- Jacek? – usłyszałem znajomy, melodyjny głos za plecami.

- Agata! A co ty tu robisz, przecież to nie twoje rejony? – zapytałem zdziwiony

- Odebrałam mamę ze szpitala i przyjechałam zrobić jej zakupy. Nie było jej prawie tydzień, a mieszka sama, więc lodówka pusta.

- No popatrz, to tak jak u mnie, tylko nie mieszkam sam i nigdzie nie wyjeżdżałem – zaśmiałem się.

- Widzę, że dopiero zaczynasz, więc nie będę ci przeszkadzać. Ja jeszcze muszę wpaść na chwilę do apteki. Jesteś wolny później? – zapytała

- Poza zakupami, nie mam żadnych planów – odpowiedziałem

- To może kawa w Galerii za godzinę? Zdążysz? Nie mam za dużo czasu, u mamy na razie jest sąsiadka, ale bardzo bym chciała spędzić z tobą chwilkę  – zaproponowała. Wyczekująco  uniosła brew, tak jak to miała w zwyczaju, a mnie, mimo, że nie wydawało mi się, że o wszystkim zdążyliśmy zapomnieć, zalała fala wspomnień. Musiałem mieć bardzo głupią minę. 

- Czemu nie – odpowiedziałem szybko, nie zastanawiając się nawet – Miło będzie porozmawiać.

- To na razie – rzuciła i odwróciła się idąc w stronę kas. Patrzyłem jak odchodzi lekkim krokiem, zgrabnie poruszając… Otrząsnąłem się, bo znowu moje myśli, wędrowały w zupełnie innym kierunku, niż powinny.

 


Teqila z limonką, cz. 2

Obudziłem się pierwszy.
Spojrzałem na zegarek.
„Jedenasta” – zdziwiłem się, że już tak późno i nikt nas nie obudził -  „Najwyższa pora wstawać” .
Karolina nadal spała przytulona do mojego ramienia, z włosami rozrzuconymi na poduszce. Wyglądała tak słodko i niewinnie. Przez moment poczułem ukłucie poczucia winy,  kiedy przez głowę przewinęły mi się wspomnienia z poprzedniego wieczora. Nie wiem, jak mogłem nawet pomyśleć o tym, żeby zrobić jej coś takiego. Przecież było nam razem tak dobrze, była najlepszym, co mogło mi się w życiu przytrafić. Po poprzednich nieudanych związkach, miałem wreszcie kogoś, kto był troskliwy i bezgranicznie oddany.
Westchnąłem, przerywając rozmyślania. Ostrożnie wyswobodziłem się z jej objęć i wskoczyłem pod prysznic.
Kiedy wyszedłem, siedziała nieruchomo na brzegu łóżka. Popatrzyła na mnie w zamyśleniu i uśmiechała się smutno.
- Źle się czujesz? – zapytałem
- Chyba się po prostu nie wyspałam – jakby na potwierdzenie, ziewnęła i przeciągnęła się.
- To ubierz się lepiej, bo… - uśmiechnąłem się i popatrzyłem na swoją śliczną i ciągle nieubraną kobietę. Pod moim spojrzeniem zmieszała się i zaczęła zakrywać. Rozbawiła mnie ta nagła wstydliwość, bo mimo zarwanej nocy, wyglądała naprawdę ładnie – Torba z ubraniami jest na szafce w łazience - dodałem, kiedy weszła do łazienki.
Usiadłem na fotelu, czekając aż się skończy sie szykować. Trochę to jak zwykle trwało. W międzyczasie zdążyłem obejrzeć kilka głupich filmów na fejsbuku i sprawdzić wiadomości. Oczywiście jedna od Karoliny, z moim nowym zdjęciem.
„Nawet niezłe” – pomyślałem – „Ma talent , chociaż zawsze się upiera, że to tylko kwestia dobrego obiektywu” – wszedłem w swój profil i dodałem nową fotkę – „Niech będzie, może ma rację, że lepsze od poprzedniego”.
- Gotowy? – zapytała gasząc światło w łazience.
- To raczej ja powinienem o to zapytać – zaśmiałem się.
Z dołu dobiegały wyjątkowo smakowite zapachy. Przy kuchni krzątała się korpulentna starsza kobieta, energicznie uwijając się przy patelni, na której skwierczał zarumieniony już boczek.
- Dzień dobry – przywitaliśmy się
– A dzień dobry –  Nasz gospodarz wyglądał na lekko zmęczonego, ale trzymał formę - Wyspaliście się? – zapytał.
- A dziękuję, bardzo dobrze się spało – odpowiedziała Karolina i przytuliła się do mnie .
- To jest pani Nadia, nasza dobra wróżka, bez której na pewno nie dali byśmy sobie rady. – powiedział Zbyszek, a sympatyczna starsza pani skinęła głową na przywitanie.
- Jajecznica z boczkiem, może być? – zapytał – Tam stoi woda z cytryną, nie zaszkodzi po długiej nocy – usiadł ciężko i oparł głowę na dłoni
- Bardzo chętnie,  uwielbiam jajecznicę - odpowiedziałem
- Może napiją się państwo kawy? – zapytała pani Nadia
- Dla mnie jeśli można czarną, bez cukru – to było chyba to, czego w tej chwili najbardziej potrzebowałem -  Karolina?
- Poproszę – odpowiedziała lekko zaspanym głosem
- Z dodatkami, tak jak zwykle? – zapytałem
- Może być z bekonem, tak jak wszyscy… - ziewnęła szeroko
- Pytałem o kawę…. – widać było, że jeszcze się nie obudziła, popatrzyła na mnie nieprzytomnym spojrzeniem, jakby była myślami gdzie indziej – Dla Karoliny z mlekiem i cukrem – pogłaskałem ją po policzku – Pobudka skarbie!
Uśmiechnęła się i usiadła zamyślona przy stole.
- A gdzie Agata? -zapytała
- Zostałem tylko ja, porzucony i samotny – pociągnął nosem z udawanym smutkiem, czym rozbawił Karolinę - Agata musiała wcześniej wyjść, żeby zawieźć mamę do lekarza, ostatnio nie najlepiej się czuje. Prosiła, żebym  was od niej pożegnał  – spoważniał, ale po chwili rozpromienił się.
- To był naprawdę udany wieczór. Agata miała świetny pomysł, żeby was zaprosić.
- Agata? – popatrzyłem zdzwiony, bo wydawało mi się, że Karolina nie wspominała nic o tym, że się poznały.
- Powiedziała, że tak mało czasu spędzamy razem, a przy okazji bardzo chciała lepiej poznać moich znajomych. Ostatnio częściej mnie odwiedza, bo nagle stwierdziła, że nie chce, żebym jadał te świństwa z baru.  Sama gotowała i całkiem nieźle jej wyszło. Akurat była też i Karolina, więc była okazja do porozmawiania podczas obiadu. Spotkała kilka razy Karolinę i  wyjątkowo ją polubiła – popatrzył na nią, ale ona nadal bujała gdzieś w obłokach.
- Popatrz, nawet nie wiedziałem  – byłem lekko zdziwiony, bo zwykle relacjonowała mi wszystko z najdrobniejszymi szczegółami.
-  Musimy to koniecznie powtórzyć – powiedział - a może teraz macie ochotę na mały spacer? Przedstawię wam moich najlepszych przyjaciół.
- Nie chcielibyśmy zajmować ci aż tyle czasu – zaoponowałem, bo  naprawdę miałem ogromną ochotę, na powrót do domu.
- To zajmie tylko chwilkę – przekonywał – zgódźcie się, a na pewno nie pożałujecie.
Karolina szturchnęła mnie pod stołem.
- Może masz rację –odpowiedziałem – krótki spacer nam nie zaszkodzi.
- Kim są twoi przyjaciele? – zapytała Karolina, która nagle ożywiła się.
- Zobaczysz – Zbyszek uśmiechnął się tajemniczo.
Po śniadaniu wyszliśmy tylnym wyjściem do ogrodu. Zbyszek poprowadził nas wąską dróżką, na łączkę, za zabudowaniami gospodarczymi.  Za ogrodzeniem pasła się kasztanowa klacz, a przy jej boku dreptał młodziutki źrebaczek.
- To jest Lola, moja najlepsza przyjaciółka i jej syn Onyks. – w jego głosie pobrzmiewała duma - Lola? Chcę ci kogoś przedstawić - to moi znajomi, Karolina i Jacek.
Klacz podeszła do nas i parsknęła powitalnie. Miała piękną lśniącą sierść i ogromne, brązowe oczy, opasane długą firanką rzęs. Nie mogłem się oprzeć tej piękności.
- Można ją pogłaskać – zachęcał nas z gospodarz, kiedy niepewnie wyciągnąłem dłoń – to chodząca łagodność.
- Piękne zwierzę – powiedziałem
Karolina była zachwycona, zwłaszcza kiedy Lola oparła aksamitny pysk o jej ramię.
- Polubiła cię – powiedział rozbawiony Zbyszek – teraz już na pewno musicie nas częściej odwiedzać.
Spędziliśmy razem całe popołudnie i muszę przyznać, że była to jednak dobra decyzja. Mimo początkowo sceptycznego nastawienia, zacząłem  czuć pewien rodzaj sympatii do Zbyszka.
Do domu wróciliśmy późnym popołudniem, zmęczeni do granic możliwości. Zrobiłem jedynie to, co byłem w stanie: padłem jak zabity.
 -------
- Mhmmm…. – mruknąłem i nakryłem głowę poduszką
- Nie wygłupiaj się,  nie możesz przespać całego dnia – za chwilę także poduszka wylądowała w nogach łóżka, a światło dnia zaczęło wdzierać się do mojej głowy.
– Zobacz ile osób polubiło twoje nowe zdjęcie, a nie mówiłam? – ćwierkała radośnie, niczym poranna ptaszyna, podczas gdy ja należałem raczej do tych nocnych stworzeń. Powoli przetarłem oczy – Zobacz, nawet Agata skomentowała twoje zdjęcie!
- Agata? Przecież nie mam jej w znajomych.. – odblokowałem komórkę. Faktycznie, sześćdziesiąt polubień, jedno zaproszenie do znajomych i komentarz: „ładnie Ci w niebieskim”.
- Pewnie znalazła cię przez konto Zbyszka, wstajesz? – nie dawała  za wygraną.
– To już mam…. – powiedziałem, niechętnie zwlekając się z łóżka


Tequila z limonką

Zajrzałem do lodówki, no tak… Zapomniałem. 

- Wypiłaś ostatniego Heinekena? – pytanie raczej retoryczne z mojej strony, bo półka była pusta. Opcja piwo plus mecz musiała, jak widać, poczekać.

- Tak, ale to było w zeszłym tygodniu. I tak musimy coś kupić, przecież nie pójdziemy z pustymi rękami.

- No dobrze, a co to za znajomi?  - zgodziłem się niechętnie, bo tak naprawdę wolałem spędzić ten wieczór w domu. 

- Poznałam go na planie, pamiętasz, mówiłam ci przecież…. Wtedy, kiedy dorabiałam jako statystka w tym filmie kostiumowym. Bardzo fajny człowiek, obiecał, że pomoże mi znaleźć coś lepszego…  – wyraźnie się ożywiła - Musimy jeszcze przejechać  przez sklep.

- Idę wziąć prysznic. Na którą nas zaprosili? – zapytałem idąc do łazienki.

- Powiedział, żebyśmy dali znać tak godzinkę wcześniej, żeby potwierdzić – mówiła podekscytowana –Powiedział, że możemy… -  dalej już nie słyszałem, szum prysznica zagłuszył to, co mówiła.  Zamknąłem oczy , a po zesztywniałych mięśniach rozeszła się fala przyjemnego ciepła. Mógłbym tak spędzić wieczór, ale niestety plany były zupełnie inne.  Natłok myśli zagłuszał przyjemne odczucia. Spotykaliśmy się dopiero od pół roku, a już zdążyła przewrócić moje życie do góry nogami. Przyznaję, na początku było to nawet mile, przyjemnie łechtało moją próżność. Ale teraz przytłaczały mnie uczucia, z którymi nie bardzo umiałem sobie poradzić.  Drobnymi, zgrabnymi ruchami wchodziła w moje życie, w którym z każdym dniem, było coraz mniej mnie.  Coraz bardziej męczyło mnie to wszechogarniające „my”  i jej oczekiwanie, że wszystko będziemy robili razem.  Miałem ochotę po prostu odpocząć w samotności, ale… to jeszcze nie tym razem. Zakręciłem wodę.

Drzwi otworzyły się.

- Już skończyłeś? – zajrzała do łazienki - Wyprasowałam ci tą niebieską koszulę w gwiazdki, dobrze w niej wyglądasz.

Przed wyjściem zrobiła mi jeszcze zdjęcie.

- Wysyłam ci. Zmień fotkę w profilowym, bo na tym ostatnim wyglądasz jak jaskiniowiec.

„No i wszystko jasne” -  pomyślałem - „Czy to dlatego pół roku temu dałaś mi pod nim lajka?”

---

- To ten duży dom po lewej, ładne ogrodzenie, prawda?  - mówiła podekscytowana – poczekaj, zadzwonię, mówił, żebyśmy wjechali na podjazd, bo tu nie wolno parkować.

Brama zaczęła powoli odsuwać się. Nie tylko ogrodzenie było ładne…  Ruszyłem powoli i zaparkowałem z boku. Drzwi domu otworzyły się, a w naszą stronę wybiegł dorodny, czekoladowy labrador, merdając radośnie ogonem.  Za nim wyskoczył lekko siwiejący mężczyzna w średnim wieku i złapał go za obrożę.

- Wchodźcie, wchodźcie, on nie gryzie – zapewniał energicznie właściciel – po prostu chciał się przywitać.

Karolina podeszła do mężczyzny i przytuliła go na powitanie.  Nachyliła się nad psem i pogłaskała go, za co została obdarzona radosnym liźnięciem po twarzy.

- Amber, uspokój się wariacie – mężczyzna przytrzymał psa, przepuszczając nas.

- Jestem Jacek - Wyciągnąłem rękę na powitanie. 

- Zbyszek – powiedział, nie odwracając się i popychając mnie lekko w kierunku drzwi – ale nie w progu, to podobno przynosi pecha.

- Wchodźcie do środka i nie zdejmujcie butów – za progiem stała zgrabna blondynka w średnim wieku .

– Agata - powitała mnie mocnym, jak na kobietę, uściskiem dłoni, czym od razu wzbudziła moją sympatię - uśmiechnęła się, a w jej intensywnie niebieskich oczach  pojawiły się wesołe iskry – Cieszę się, że wreszcie mogę was poznać.

- Jeśli  można…  piwo do lodówki – podałem jej torbę – I rogaliki… nie do lodówki – powiedziałem podając pudełko. Zaśmiała się lekko.

- Rozgośćcie się – wskazała dłonią na prawo, zapraszając do salonu. Dopiero teraz rozejrzałem się po mieszkaniu, urządzonym gustownie, choć z lekkim przepychem, który świadczył nie tyle o dobrym guście właścicieli, co o poczynionych na urządzenie wydatkach.

Poczułem się trochę nieswojo, zapadając się w ogromnej, wysadzanej kryształami kanapie, rodem z angielskiego klubu dla dżentelmenów.

- Napijecie się czegoś? – zapytał Zbyszek otwierając barek – Jacek, mam coś specjalnego -Wyciągnął dwie szklanki – Osiemnastolatka  - mrugnął do mnie – to co każdy prawdziwy mężczyzna lubi najbardziej – zachichotał, zadowolony z tego, że tak mu się udał dowcip.

Agata przewróciła oczami i popatrzyła na niego z dezaprobatą.

– To ja dla nas przygotuję drinki – zwróciła się do Karoliny – Mojito?

- Lepiej nie mogłaś trafić! – skinęła głową – uwielbiam tequilę z nutką limonki i mięty. Kojarzy mi się z dniem,  w którym poznałam Jacka. zamówiliśmy dokładnie to samo przy barze i dzięki temu się poznaliśmy.  

Też pamiętałem ten wieczór – wypatrzyłem ją na parkiecie, a kiedy podeszła do baru, zamówiłem to samo, żeby zagaić rozmowę.

Zbyszek zaczął opowiadać o pracy, która może nie była jego pasją, ale przynosiła mu na pewno wymierne korzyści.  Jestem raczej słuchaczem, niż gawędziarzem,  więc pasowało mi to, że nie muszę o sobie zbyt wiele opowiadać. Miałem wrażenie, że koniecznie próbuje mi zaimponować, ale nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, raczej bawiło. Zdążył już wysączyć dugą szklaneczkę, podczas gdy ja ciągle męczyłem pierwszą. Nie jestem miłośnikiem mocnych trunków. Widocznie nie jestem prawdziwym mężczyzną, pomyślałam z lekkim przekąsem o tym co  niedawno stwierdził mój rozmówca. „Osiemnastolatka” była dla mnie prawdziwa torturą, po chwili namysłu sięgnąłem po butelkę coli i dolałem do złocistego trunku, mając nadzieję, że nikt nie zauważy...

 Cóż… Gdyby wzrok mógł zabijać, byłbym już trupem.  Nagle zapadła krępująca cisza. Karolina popatrzyła na mnie z dezaprobatą, a ja nie bardzo wiedziałem, gdzie mógłbym się schować.

Ciszę przerwało parsknięcie Agaty. Nie mogła opanować śmiechu.

- Jacuś, może i dla ciebie zrobię Mojito? – zapytała ciągle rozbawiona i nie czekając na odpowiedź poszła do kuchni, a ja nie bardzo wiedząc co mam ze sobą zrobić, poszedłem za nią.

- Chyba, że wolisz tequlę z solą? – nalała kieliszek.

- A wiesz? Może to dziwne, ale nigdy nie piłem, chętnie spróbuję – odpowiedziałem.

-Poczekaj – wzięła moją dłoń i u jej nasady nasypała odrobinę soli – najpierw sól… obliż… teraz możesz – uśmiechnęła się, a kiedy przełknąłem wcisnęła mi w usta cząstkę limonki. Kiedy to robiła, mimochodem zwróciłem uwagę na jej smukłe, zgrabne dłonie. Ne lubię mocnych alkoholi, ale muszę przyznać, że nawet mi smakowało.   

- Teraz ja - ponownie śmiejąc się, ujęła moją dłoń i zlizała sól. Zrobiła to zupełnie niewinnie, z figlarnym uśmieszkiem małej dziewczynki, a ja poczułem prąd, który zaczął wędrować wzdłuż mojego kręgosłupa aż po sam kark.  Nie wiem, czy w tamtej chwili to alkohol zdążył już  uderzyć mi do głowy, czy działo się ze mną coś dziwnego.   Nie zastanawiając się nad tym co robię, delikatnie pocałowałem ją. To był krótki pocałunek o smaku tequili, który bezwiednie oddała.

- Tequila… - powiedziałem pierwszą i chyba najgłupszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy.

- Tequila… - powtórzyła i uśmiechając się,  odgarnęła włosy z czoła.

Zaśmiałem się nerwowo, bo nagle dotarło do mnie co zrobiłem. Przecież to nie ja! Zawsze miałem zasady, a już na pewno nie uwodziłem cudzych żon.

Przez to wszystko  zupełnie zapomniałem, że zostawiłem Karolinę samą,  w towarzystwie męża Agaty. Jak się okazało, martwiłem się zupełnie niepotrzebnie, bo nawet nie zauważyli naszego powrotu, zagadani w najlepsze.  Zbyszek perorował, zachwycony okazywaną mu uwagą , a Karolina wpatrywała się w niego z uwielbieniem, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi. Powinienem być zły albo, co gorsza, zazdrosny, a zamiast tego poczułem ulgę.

Nie mając innej możliwości, usiadłem obok Agaty. Nie pamiętam o czym rozmawialiśmy, chyba tego wieczora, głównie ona mówiła, a ja słuchałem. Albo raczej przyglądałem się jej, obserwując jak uroczo zagryza wargę, kiedy się nad czymś zastanawia, albo unosi lewą brew, kiedy doszukuje się głębszego sensu w moich  krótkich i niekoniecznie sensownych odpowiedziach.

Wieczór dobiegł ku końcowi,  nasi gospodarze poszli na górę, a nam przydzielili pokój gościnny.  Było późno,  Karolina leżała z głową na moim ramieniu, w ciszy słyszałem tylko jej spokojny oddech. Leżałem wpatrzony w ciemność, a sen ja na złość nie nadchodził. Miałem wrażenie, że wciąż czuję na ustach kwaśno-słony smak tej krótkiej chwili.  Poczułem rosnące podniecenie, którego powodem nie była bynajmniej wtulona we mnie dziewczyna. Nie! Skarciłem się bezgłośnie, doskonale wiedząc, że muszę stłumić w sobie te uczucia. Przygarnąłem Karolinę mocniej do siebie. Otworzyła oczy, nie do końca obudzona.

- Nie możesz spać? – popatrzyła na mnie i pocałowała, tym, jak zawsze bezpiecznym i dobrze znajomym pocałunkiem. Jej ręce zaczęły błądzić po moim ciele i szybko dotarły do przyczyn bezsenności.  Rozebrałem ją i przywarłem do niej, próbując wyrzucić z głowy wszystkie kłębiące się myśli. Choć próbowałem panować nad sobą, kochaliśmy się szybko,  namiętnie, raz za razem, tak, jak zwykliśmy to robić na początku znajomości. Widziałem lekkie zdziwienie na jej twarzy, ale chyba jej się podobało. Świtało już, kiedy zasnęliśmy wyczerpani.

Cdn.